Bądź pozdrowiony, o Krzyżu, jedyna nasza nadziejo!





Abp Stanisław Gądecki

Bądź pozdrowiony, o Krzyżu, jedyna nasza nadziejo! Wielki Piątek Męki Pańskiej (Katedra Poznańska – 29.03.2024).

 

Wielki Piątek to dzień męki i śmierci naszego Pana Jezusa Chrystusa. W dzisiejszej liturgii kontemplujemy w duszy naszego Pana w Getsemani, schwytanego przez kohortę, którą wezwał Judasz. Widzimy jak Go prowadzą do najwyższego kapłana Kajfasza i jak po przesłuchaniu niesprawiedliwie wymierzają Mu policzek. Potem - w obecności Piłata - tłum woła: „Ukrzyżuj go, ukrzyżuj go!” (J 19,6). Następnie Jezus jest biczowany i ukoronowany cierniem a Piłat przedstawia ludowi umęczonego i upokorzonego Zbawiciela: „Oto człowiek”. O godz. 12.00 Jezus został ukrzyżowany, a o godz. 15.00 umarł.

Podczas dzisiejszej liturgii chciałbym podjąć dwa zasadnicze tematy, a mianowicie: krzyż Pana Jezusa oraz krzyż chrześcijanina.

1.         KRZYŻ PANA JEZUSA

Pierwsza sprawa to krzyż Jezusa. Rzymianie często stosowali tę karę wobec niewolników i tych, którzy nie posiadali obywatelstwa rzymskiego. W okresie wojny czynili to powszechnie, ustawiając jednorazowo nawet setki i tysiące krzyży. W okresie pokoju rezerwowali tę karę dla groźnych przestępców, dla zbrodniarzy i wichrzycieli politycznych. Skazańca najpierw zwykle biczowano, dodając czasem inne tortury, a następnie wyprowadzano na miejsce egzekucji. Znajdowało się ono zawsze blisko osiedli mieszkalnych, aby widok ofiary odstręczał ludzi od wstępowania na przestępczą drogę. Śmierć ukrzyżowanego następowała powoli, po kilku godzinach a niekiedy dopiero po kilku dniach. Powodem zgonu było ogólne wycieńczenie, a ostatecznie zaburzenia w systemie krążenia i oddychania. Skazaniec konał w ogromnych męczarniach.

Dla starożytnych Rzymian krzyż był czymś odpychającym. Skojarzenia jakie budził, widać w słowach Cycerona -  sławnego rzymskiego mówcy, prawnika i filozofa z pierwszego wieku przed Chrystusem: „Sama nazwa krzyża daleka niech będzie nie tylko od ciała obywatela rzymskiego, lecz także od jego myśli, oczu i uszu. (...) Nie tylko taki kres życia i męka, ale też taki rodzaj śmierci, oczekiwanie na nią, a wreszcie sama myśl o niej niegodna jest obywatela rzymskiego i człowieka wolnego” (Pro C. Rabirio perduellionis reo 5,16, cyt. za: D. Forstner OSB, Świat symboliki chrześcijańskiej, Warszawa 1990).

a.         Problem w tym, że kara ta nie dotknęła Jezusa wskutek nieszczęśliwego przypadku albo kary za zbrodnie, lecz była elementem Bożego planu zbawienia. W swojej głębi Krzyż Chrystusa objawia nam najpierw  prawdę o ludzkim grzechu. Chrystus poniósł przecież śmierć za grzechy ludzi. Jego okrutna męka w wyjątkowy sposób ukazuje ogrom istniejącego w świecie zła, a zarazem demaskuje ciężar ludzkiej winy. W ukrzyżowaniu Syna Bożego - niejako obok ogromu Bożej miłości - ujawniło swoją moc istniejące w świecie zło. „Krzyż Chrystusa przybliża nas bowiem do najgłębszych korzeni tego zła, jakie tkwi w grzechu i śmierci” (Dives in misericordia). Krzyż zatem - interpretowany jako ofiara za grzechy (1 J 2,2) - odsłania tajemnicę ludzkiej nieprawości, grzechu i nieposłuszeństwa wobec Boga. W tym sensie stanowi on objawienie istoty grzechu i jego zgubnych dla ludzkiego życia konsekwencji. W misterium Krzyża Chrystus niezwykle boleśnie doświadczył skutków ludzkiego grzechu, chociaż sam był od niego wolny (Ga 2,17) oraz objawił jego brzydotę i wyniszczającą, destrukcyjną siłę.

Ale w tajemnicy Krzyża - niejako w samym jej wnętrzu - grzech i moc zła zostały pokonane. Co na Krzyżu objawiło się zewnętrznie poprzez mękę, wyniszczenie, skutek grzechu, to wewnątrz zostało przezwyciężone miłością Chrystusa. Objawiona w dramacie Krzyża destrukcyjna dla człowieka moc grzechu, niosąca cierpienie i śmierć, została obezwładniona siłą miłości Chrystusa. On to akt ludzkiego egoizmu, pychy i nieposłuszeństwa, przemienił w akt miłości i oddania.

„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Śmierć nie spadła na Chrystusa jako nieuniknione fatum, On sam ją wybrał, będąc do końca posłuszny Ojcu i solidarny z ludźmi. Krzyż Chrystusa jest zatem znakiem największej miłości, która nie cofa się nawet przed śmiercią i która bierze ciężar drugiego na siebie, aby go uwolnić i ochronić przed wszystkim, co niszczy. Chrystus wziął na siebie cierpienie, grzech i śmierć ludzką, całe zło świata, aby je przezwyciężyć, pozbawić mocy.

b.         Medytacja - w czterech krótkich obrazach - nad tajemnicą krzyża może być dla nas źródłem jej głębszego zrozumienia.

Pierwszy obraz to Tron Miłosierdzia. Na tym obrazie Bóg Ojciec podtrzymuje swoimi rękami Syna na Krzyżu, podczas gdy Duch Święty, wyobrażany w postaci gołębicy, pojawia się między obliczami Ojca i Syna. Moc tego obrazu polega na przedstawianiu samoofiarowania Syna również jako daru Ojca, dzięki działaniu Ducha Świętego. W ten sposób jest oczywiste przede wszystkim, że Ojciec objawia miłosierdzie w stosunku do każdego ze swoich stworzeń nie pomimo Męki swojego Syna, tylko poprzez Mękę swojego Syna. To nie oznacza, że miłość Boga ma na Krzyżu szczególny wyraz ze względu na ból, który ze sobą niosła, ale dlatego, że stanowi ostatnie i najbardziej wymowne przepowiadanie Jezusa na temat miłości, z jaką Ojciec szanuje i promuje dobro i wolność wszystkich Jego dzieci.

Drugim obrazem jest wołanie Jezusa: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46). Jak wszystko w życiu Jezusa, podobnie ten jęk, który wychodzi z głębin umęczonego ciała, ma funkcję objawienia. Jeśli popatrzymy trzeźwo wokół siebie, zobaczymy, że często to właśnie sprawiedliwi przegrywają. Jest to stała prawda głoszona przez psalm 73: „bezbożnym pozornie się powodzi; tym, którzy chcą żyć w zgodzie z Bogiem pozornie się nie wiedzie”. W związku z tym Jezus na Krzyżu solidaryzuje się ze wszystkimi niewinnymi, którzy cierpią niesprawiedliwie i którzy widzą, że na tym świecie ich wołania nie są wysłuchiwane. Z uwagi na to męka Ukrzyżowanego to akt współcierpienie (compassio) Ojca w Chrystusie ze wszystkimi ofiarami, które w taki czy inny sposób cierpiały w obronie prawdy Boga i prawdy człowieka. Ich skargi, ich tylekroć przemilczane krzyki znajdują miejsce w Bogu dzięki krzykowi Jezusa.

Trzeci obraz to nawrócenie dobrego łotra (Łk 23,40-43). Wisząc na krzyżu, Jezus nie tylko solidaryzuje się z niewinnymi, ale także przenika głębię serc tych, które odrzucają Boga. Przez całe swoje życie Jezus nie tylko mówił o przebaczeniu i miłowaniu nieprzyjaciół (Mt 5,44), ale umarł, przebaczając i błogosławiąc jednemu ze złoczyńców, który był ukrzyżowany razem z Nim. Dobry łotr w ciągu kilku minut przeszedł od przekleństwa do błogosławieństwa. Jezusowi wystarcza prawdziwy akt skruchy, żeby ofiarować skruszonemu błogosławieństwo.

Czwarty obraz to obraz zabitego Baranka, który stoi u stóp Tronu Boga (Ap 5,1-14). Księga Apokalipsy przedstawia Chrystusa jako Baranka, który zwycięża możnych ziemi, ponieważ to On jest Królem królów i Panem panów (Ap 17,14). Dla pierwszych żydowskich chrześcijan było to tak naturalne, że bardzo szybko rozwinął się mocny obraz zabitego i zwycięskiego Baranka. Ta tradycja pochodzenia Janowego kontempluje krzyż jako zapowiedź Chwały Zmartwychwstania (Juan Rego, My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego).

2.         KRZYŻ CHRZEŚCIJANINA

a.         Druga kwestia to ludzkie cierpienie i krzyż. W życie każdego człowieka wpisany jest krzyż i to niezależnie od tego, czy ktoś wierzy w Boga, czy też w Niego nie wierzy. Krzyża nie da się uniknąć. Towarzyszy on każdemu człowiekowi od narodzin, aż do śmierci, z tym, że im bliżej jesteśmy kresu życia, tym krzyż staje się coraz cięższy. Przypominają o tym nieustannie uciążliwości podeszłego wieku, coraz liczniejsze choroby i niedomagania. Co więcej, dostrzeganie bezsensu choroby i cierpienia przez człowieka umierającego, rzutuje na jego myślenie o przeszłości. Nic więc dziwnego, że u człowieka niewierzącego bardzo często, w ostatnich chwilach, pojawia się refleksja: zmarnowałem życie. Tak, cierpienie stanowi nieodłączny element ludzkiej egzystencji i jako taki bywa uznawany za cechę wspólną dla wszystkich ludzi. Z jednej strony cierpienie pochodzi z naszej skończoności, a z drugiej - z ogromu win, jakie nagromadziły się w ciągu historii i jakie również obecnie narastają.

„W głębi każdego z osobna cierpienia doświadczanego przez człowieka - mówi List apostolski Salvifici doloris - a zarazem u podstaw całego świata cierpień, nieodzownie pojawia się pytanie: dlaczego? Jest to pytanie o powód, o rację, zarazem pytanie o cel (po co?), w ostateczności zaś zawsze pytanie o sens. Pytanie to nie tylko towarzyszy ludzkiemu cierpieniu, ale zdaje się wręcz wyznaczać jego ludzką treść — to, przez co cierpienie jest właśnie ludzkim cierpieniem. Ból, zwłaszcza fizyczny, rozprzestrzeniony jest szeroko w świecie zwierzęcym. Tylko jednak człowiek cierpiąc …. pyta „dlaczego” — i w sposób już całkowicie i specyficznie ludzki cierpi, jeśli nie znajduje odpowiedzi na to pytanie. Jeśli nie znajduje wystarczającej odpowiedzi. Jest to zaś pytanie trudne, podobnie jak trudne jest inne, bardzo pokrewne tamtemu, pytanie o zło. Dlaczego zło? Dlaczego w świecie zło? Gdy pytamy w ten sposób, zawsze przynajmniej w jakiejś mierze, pytamy też o cierpienie.

Jedno i drugie pytanie jest trudne, gdy stawia je człowiek człowiekowi, ludzie ludziom — a także, gdy stawia je człowiek Bogu. Człowiek bowiem nie stawia tego pytania światu, jakkolwiek cierpienie wielokrotnie przychodzi do niego od strony świata, ale stawia je Bogu jako Stwórcy i Panu świata. I jest rzeczą dobrze znaną, że na gruncie tego pytania dochodzi nie tylko do wielorakich załamań i konfliktów w stosunkach człowieka z Bogiem, ale bywa i tak, że dochodzi do samej negacji Boga. Jeśli bowiem istnienie świata otwiera jakby wzrok duszy ludzkiej na istnienie Boga, na Jego mądrość, wszechmoc i wspaniałość, to zło i cierpienie zdają się zaćmiewać ten obraz — czasem w sposób radykalny, zwłaszcza wobec codziennego dramatu tylu niezawinionych cierpień, a także tylu win, które uchodzą bezkarnie. Ta przeto okoliczność — może bardziej jeszcze niż jakakolwiek inna — wskazuje, jak doniosłe jest pytanie o sens cierpienia i z jaką wnikliwością trzeba traktować zarówno samo to pytanie, jak też wszelką możliwą na nie odpowiedź” (List apostolski Salvifici doloris, 9).

Dlaczego Pan Bóg nie eliminuje choroby i cierpienia, dlaczego nie eliminuje zła? Dlaczego cierpienie i choroba ranią człowieka niewinnego? Dlaczego tak się dzieje?

Ateistyczna odpowiedź pochodząca z głębokiej starożytności brzmi: Bóg nie eliminuje zła, ponieważ nie troszczy się o nic. Epikur uczył: „Albo Bóg chce usunąć zło, a nie może, albo może, a nie chce, albo ani nie chce, ani nie może, albo i chce i może. Jeśli chce, a nie może, to znaczy, że jest niedołężny, co nie może dotyczyć Boga. Jeżeli może, a nie chce, tzn. że jest zawistny, co również nie może być cechą Boga. Jeżeli ani nie chce, ani nie może, jest zawistny i niedołężny, przeto nie jest Bogiem. Jeżeli chce i może - co jedynie przystoi Bogu - skąd więc zło? Albo dlaczego go nie usuwa?” (w: Laktancjusz, O gniewie Boga, XIII).

Klasyczną chrześcijańską odpowiedź filozoficzną na ten ateistyczny zarzut znajdziemy u chrześcijanina Laktancjusza, który uczy: „Bóg może cokolwiek zechce i nie ma w nim żadnego niedołęstwa, lub zawiści. Bóg może usunąć zło, ale nie chce. A nie usuwa dlatego, bo dał człowiekowi mądrość. Kiedy Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, wlał mu jednocześnie mądrość polegającą na odróżnianiu tego co dobre, od tego, co złe. Gdyby usunął zło, musiałby jednocześnie usunąć ludzką mądrość, czyli zdolność rozróżniania dobra i zła i wybierania tego, co dobre. Wszystko zatem istnieje ze względu na człowieka, tak zło jak i dobro. Inaczej mówiąc, Bóg pozostawia człowiekowi wolność”.

b.         Z kolei odpowiedź - w świetle słowa Bożego - na pytanie „dlaczego cierpienie”, czerpiemy z objawienia Bożej miłości; ostatecznego źródła sensu wszystkiego, co istnieje. Miłość jest też najpełniejszym źródłem sensu cierpienia, które pozostaje zawsze tajemnicą: zdajemy sobie sprawę, że wszelkie nasze wyjaśnienia będą zawsze niewystarczające i nieadekwatne. Chrystus pozwala nam wejść w tajemnicę i odkryć „dlaczego cierpienie”, o ile jesteśmy zdolni pojąć wzniosłość miłości Bożej. […] Miłość jest też najpełniejszym źródłem odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia. Odpowiedzi tej udzielił Bóg człowiekowi w Krzyżu Jezusa Chrystusa (List apostolski Salvifici doloris, 13).

Podczas swojej wizyty w Auschwitz-Birkenau (28 maja 2006 roku) Benedykt XVI - niejako w imieniu całej ludzkości - pytał: „Gdzie był Bóg w tych dniach? Dlaczego milczał? Jak mógł pozwolić na tak wielkie zniszczenie, na ten tryumf zła?”. Dla chrześcijan, którzy wierzą w kochającego Boga, cierpienie i milczenie z Jego strony, rozumiane są jako swoista próba miłości. Wierzą oni, że Bóg był obecny w cierpiących i w ten sposób solidaryzował się z nimi, tak samo jak był obecny w głębi tajemnicy Krzyża swojego Syna i z Nim współcierpiał.

c.         Co w takim razie mają robić ludzie nieuleczalnie chorzy? Rozwiązanie libertyńskie sugeruje, że to nie życie ma samoistną wartość, ale jakość życia. Gdy owa jakość zdecydowanie się pogorszy, sam człowiek nieuleczalnie chory, albo jego rodzina mieliby prawo zadania mu śmierci, lub przekazania takiego prawa lekarzom. Tego rodzaju rozwiązanie przekazuje prawo Boże w ręce człowieka. W taki oto sposób historia zatoczyła wielkie koło, przywracając do łask filozofię Fryderyka Nitsche, który twierdził iż istnieje pewien rodzaj życia, który jest niewart życia. Godne życia byłyby tylko osobniki silne i zdrowe. Praktyczne wnioski z tego założenia wyprowadził Hitler, nakazując najpierw eksterminację Żydów, a następnie planując eksterminację Słowian. 

Św. Paweł pisząc do chrześcijan w Koryncie powie: „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia. (...) Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi” (1Kor 1,18.22-25);

Ewangelia inaczej patrzy na cierpienie, chorobę i krzyż. W pewnych okolicznościach radzi nam przyjąć cierpienie jako łaskę, gdy cierpienie może stać się sposobem na budowanie Kościoła: „W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” – powie św. Paweł (Kol 1,24). Przez tego rodzaju swoje cierpienie chrześcijanin w sposób duchowy buduje Kościół.

Czyż wielu świętych nie zawdzięczało swego nawrócenia właśnie łasce cierpienia? Św. Jan Paweł II uczył: „Jest to bowiem następna tajemnica, która jest udziałem świata chorych, że wy, słabi, fizycznie słabi, poddani cierpieniom, jesteście równocześnie — w każdym razie możecie być — źródłem mocy dla innych, dla zdrowych, czasem dla tych, którzy swoje zdrowie źle wykorzystują, którzy obrażają Boga, posługując się swoim zdrowiem i swoimi siłami. [...] Tak jak zbawienie świata, odkupienie świata, czyli nawrócenie człowieka w świecie idzie poprzez Krzyż Chrystusa, tak ciągłe nawracanie grzeszników w świecie idzie poprzez wasz krzyż, poprzez wasze cierpienie” (Jan Paweł II, Przemówienie do chorych zgromadzonych w kościele OO. Franciszkanów, Kraków - 9.06.1979).

W takim duchu Tomasz a Kempis pisze: „Tak oto wszystko mieści się w krzyżu i wszystko zawiera się w śmierci, i nie ma innej drogi do życia i prawdziwego pokoju ducha, tylko droga krzyża i codziennego umierania. Idź, gdzie chcesz, szukaj, czego chcesz, a nie znajdziesz w górze drogi wznioślejszej ani w dole pewniejszej, tylko tę drogę krzyża świętego. Ułożysz sobie wszystko i zaplanujesz według własnej woli i chęci, a i tak zawsze, chcesz czy nie chcesz, znajdzie cię cierpienie, zawsze krzyż znajdziesz. Bo albo dotknie cię boleść ciała, albo znieść będziesz musiał udręki ducha.

A tu Bóg cię opuści, a tu bliscy zranią, a co gorsza, staniesz się sam sobie źródłem męki. A znikąd pomocy, znikąd nadziei uwolnienia i ulgi i musisz przejść przez to wszystko, aż Bóg powie ci: Dość. Bóg bowiem chce, abyś uczył się cierpieć mękę bez ochłody, abyś cały Jemu się poddał, aż cierpienie uczyni cię bardzo pokornym. Tylko ten może całym sercem współcierpieć z Jezusem, kto przeszedł podobną mękę. Krzyż jest gotowy zawsze i czeka wszędzie. Nie uciekniesz, choćbyś nie wiem gdzie odbiegł, bo gdziekolwiek się znajdziesz, wszędzie musisz nieść z sobą siebie - i zawsze siebie odnajdziesz. Ty w górę, ty w dół, ty w głąb, ty na zewnątrz, a wszędzie krzyż. I wszędzie potrzeba wiele cierpliwości, jeśli chce się osiągnąć pokój i zasłużyć na nagrodę wieczności.

Jeżeli chętnie niesiesz krzyż, on cię poniesie i poprowadzi do upragnionego kresu, który będzie także kresem cierpienia, bo tu nie ma końca cierpieniu. Jeżeli dźwigasz go niechętnie, jeszcze więcej ci ciąży, jeszcze bardziej się obarczasz, a przecież donieść go musisz. Jednego krzyża się pozbędziesz, znajdziesz na pewno drugi, a może jeszcze cięższy” (Tomasz a Kempie, O naśladowaniu Chrystusa, II,12).

ZAKOŃCZENIE

Na koniec przytoczę piękny fragment z pism Pseudo-Hipolita (ok. V w.): „To drzewo jest dla mnie wiecznym zbawieniem, nim się karmię, nim się żywię. Zakorzeniam się w jego korzeniach, rozprzestrzeniam się w jego gałęziach, obmywam się jego rosą, a jego duch karmi mnie i ożywia jak powiew wiatru. W jego cieniu rozbiłem namiot i uciekając przed ogromnym upałem mam tam obfitujące w rosę schronienie. Kwitnę z jego kwiatami, rozkoszuję się w pełni jego owocami, swobodnie korzystam z jego plonów, które od początku dla mnie zostały przeznaczone”. Amen.