Franciszkańska miłość i radość





Abp Stanisław Gądecki
Franciszkańska miłość i radość. Święcenia kapłana i diakonów franciszkańskich (Poznań, k-ł. św. Franciszka Serafickiego – 23.05.2019).

Przewielebny Ojcze Prowincjale,
Księże Rektorze Wyższego Seminarium Duchownego we Wronkach wraz z Moderatorami i Ojcami Duchownymi,
Profesorowie Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza,
Umiłowani Współbracia w kapłaństwie, a w szczególności Proboszczowie parafii pochodzenia diakonów,
Drodzy Ojcowie, Bracia i Nowicjusze Zakonu Św. Franciszka,
Siostry świętego Franciszka,
Rodzino Franciszkańska i członkowie i III Zakonu,
Szanowni Rodzice, Rodzeństwo, Krewni i Przyjaciele,
Ukochani w Chrystusie, Bracia i Siostry,
Umiłowani Ordinandi,

 

Dzień dzisiejszy jest dniem radosnym. Oto święcimy dwóch nowych diakonów i prezbitera Zakonu św. Franciszka. Dzisiaj - oprócz samych kandydatów do diakonatu i kapłaństwa, rodziców, krewnych, przyjaciół, znajomych i dobrodziejów, wychowawców i współbraci zakonnych – radość przeżywa też sam Założyciel Zakonu, święty Franciszek.

Na chwilę przed przekazaniem święceń diakonatu i prezbiteratu pragnę przypomnieć tutaj zgromadzonym - duchownym i świeckim - nauczanie dzisiejszej Ewangelii janowej na temat miłości i radości oraz naukę św. Franciszka na ten sam temat.

1.    EWANGELIA (J 15,9-11)

„Jezus powiedział do swoich uczniów:
Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!
Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej,
tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.
To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15,9-11).

a.    Te słowa dzisiejszej Ewangelii są poprzedzone alegorią o winnym krzewie, gdzie Jezus stwierdza, że Bóg jest rolnikiem, On sam jest krzewem winnym, a uczniowie są latoroślami. To znaczy, że – jako chrześcijanie – ściśle przynależymy do Chrystusa. Ta przynależność nie jest jakimś związkiem myślowym czy symbolicznym, ale jest więzią żywotną. Latorośl jest przedłużeniem winorośli. Z niej otrzymuje życiodajne soki, wilgoć ziemi i wszystko, co potrzeba, aby w promieniach słońca wydać winne grona. „Tak mówiąc [Jezus] chciał nam udowodnić, że mamy trwać w Jego miłości i że jest to dla nas bardzo wielkim dobrem. Do latoriśli Pan porównuje tych, którzy sa z Nim złączeni i jak gdyby w Niego wszczepieni i w Nim umocnieni i już stali się uczestnikami Jego natury przez Ducha Świętego, który został nam dany. Albowiem to święty Duch Chrystusa łączy nas z Nim” (Cyryl Aleksandryjski, Komentarz do Ewangelii św. Jana).
„Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwał będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie trwa we winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie”.  Podstawowym zadaniem winorośli jest więc „trwanie” w Chrystusie i Jego miłości, czyli wierność przyrzeczeniom chrzcielnym. Ktoś może zewnętrznie wydawać się człowiekiem pełnym energii, zdrowia, pomysłów, może robić dobre interesy, a duchowo być uschłą latoroślą, która oczekuje na czas winobrania.
Niektórzy, spoglądając na Kościół, zatrzymują się na jego aspekcie zewnętrznym. Kościół jawi się im  jako jedna z wielu organizacji w społeczeństwie demokratycznym, poddawana takiej samej ocenie jak one. Jeśli do tego dojdzie bolesne doświadczenie, że w Kościele jest pszenica i kąkol, i jeśli spojrzenie zatrzyma się na rzeczach negatywnych, wówczas już nie dostrzega się wielkiej tajemnicy Kościoła. Szerzy się niezadowolenie i narzekania.
Jeśli jako chrześcijanie chcemy na nowo pociągnąć świat ku Bogu, jest tylko jedno rozwiązanie - trzeba udoskonalić miłość wzajemną. Zbyt wiele mówi się dziś o akcjach, o działaniach, doskonaleniu metod apostolstwa, a zapomina się o tym, że przede wszystkim trzeba na nowo rozpalić ogień prawdziwej miłości braterskiej. Trzeba stworzyć wspólnoty, które będą miały odwagę żyć ewangelicznym prawem miłości wzajemnej, które ukażą innym, co to znaczy być uczniem Jezusa.

„A Ojciec mój jest tym, który go uprawia” (J 15,1). Rolnik bierze nóż, obcina suche gałązki, a oczyszcza te, które owocują, aby dawały więcej owoców. Odcina suche i pasożytnicze pędy, nasze nieuporządkowane pragnienia i przywiązania, aby latorośl mogła skupić całą swoją energię na owocowaniu. Bóg nas oczyszcza, pozwalając czasami, aby spadły na nas nieszczęścia. Bezdzietność, utrata pracy, śmierć krewnego, męża, żony, dziecka, może być środkiem, którego Bóg używa, aby nas oczyścić. Oczyszczanie ma istotne znaczenie ze względu na naszą grzeszną naturę, która powinna być poprawiona, zanim staniemy się doskonałym obrazem Bożym w Chrystusie. Śmierć stanowi ostateczne oczyszczenie, które przekształca nas w pełni na obraz i podobieństwo Boga w Chrystusie.

Wielką łaską jest dostrzeżenie ręki Ojca niebieskiego w czynności obcinania winorośli, kiedy Słowo Boże – niby miecz obosieczny uderza miejsca naszej bezowocności, wzmacniając zdrowe siły. „Ojciec mój jest tym, który uprawia.”  On nie potrzebuje wcale zsyłać na nas dotkliwych kar. Wystarczy, że pozwoli nam działać według własnego widzimisię, aby następnie – wśród ruin i płaczu – ukazać nam, do czego jesteśmy zdolni sami z siebie.  

„Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie” (J 15,6). Św. Augustyn zauważa w związku z tym: „Jedno z dwojga winnej latorośli się przynależy; albo winny krzew lub ogień; jeśli (latorośl) nie jest w winnym krzewie, będzie w ogniu, aby więc w ogniu nie była, niech będzie w winnym krzewie” (Komentarz do Ewangelii św. Jana, 81,3).

Trwanie z Chrystusem oznacza również trwanie z Kościołem. W tej wspólnocie On nas dźwiga, a jednocześnie wszyscy członkowie się wspierają. Wspólnie przeciwstawiają się burzy i nawzajem dają sobie ochronę. Nie wierzymy samotnie, wierzymy z całym Kościołem.

b.    Dopiero po tym „wstępie” można zrozumieć znaczenie słów wypowiedzianych w dzisiejszej Ewangelii, które są Dobrą Nowiną o Tym, którego naturą jest miłość uprzedzająca, obdarowująca i towarzysząca swym uczniom. Pan zachęca nas do „trwania w Nim” na wzór latorośli wszczepionej w winny krzew; na trzy sposoby ukazuje, czym jest takie zjednoczenie. Najpierw mówi, że trwanie w Nim to trwanie w Jego miłości; że zachowywanie przykazań jest trwaniem w Jego miłości i wreszcie, że zachowywanie miłości jest Jego przykazaniem.

„Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!”. Mówi św. Augustyn: „Jakże miłowalibyśmy, gdybyśmy wpierw nie byli umiłowani? Jak najwyraźniej w swym liście powiedział tenże Ewangelista: „My miłujemy Boga, bo Bóg wpierw nas umiłował”. A to, że powiedział: „Jako mnie umiłował Ojciec, i ja was umiłowałem” wskazuje nie na równość Jego natury i naszej, lecz na łaskę, jaką jest pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus. Ukazuje bowiem siebie jako pośrednika, gdy mówi: „mnie Ojciec i ja was”. Albowiem oczywiście i Ojciec nas miłuje, lecz w Nim; przez to Ojciec zostaje uwielbiony, że owoc przynosimy w winnym krzewie, czyli w Synu, i stajemy się Jego uczniami”.
„Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej”. Mówi św. Augustyn: „Czy miłość sprawia wypełnianie przykazań, czy zachowane przykazania wywołują miłość? Któż jednak wątpi, że miłość poprzedza? Kto bowiem nie miłuje, nie może zachowywać przykazań. A więc mówiąc: „Jeśli przykazania moje zachowacie, wytrwacie w miłości mojej”, wykazuje, nie skąd miłość się rodzi, lecz jak się uwidacznia. Sens tego zdania jest taki: Nie sądźcie, że trwacie w miłości mojej, jeśli nie zachowujecie mych przykazań; jeśli bowiem je zachowujecie, pozostaniecie i wytrwacie w miłości mojej, ale jeśli nie zachowujecie mych przykazań, niech się nikt nie łudzi, mówiąc, że Pana miłuje, bo nie przestrzega Jego przykazań. O tyle bowiem Go miłujemy, o ile zachowujemy Jego przykazania, o ile zaś mniej ich przestrzegamy, o tyle mniej miłujemy”.
„To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna”. Mówi św. Augustyn: „Co jest w nas radością Chrystusa, jeśli nie to, że raczy radować się nami? A na czym polega nasza radość, o której mówi, że ma być pełna? Czy nie na tym, że mamy Go za towarzysza? Dlatego właśnie powiedział błogosławionemu Piotrowi: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał uczestnictwa ze mną”. A więc radością Jego w nas jest łaska, jaką nam okazał; ona jest też naszą radością. W Nim zaś radość zawsze była, bo opierając się na prawdzie swego przewidzenia radował się jak najpewniej, że w przyszłości, będziemy Jego własnością. A więc już miał z nas pełną radość, kiedy nas przewidując i przeznaczając, z nas się radował […]. Szczęście Jego z naszego zbawienia, jakie zawsze miał, gdy nas przewidział i przeznaczył, zaczęło w nas istnieć, kiedy nas wezwał. I tę radość, która i nas uszczęśliwi w przyszłości, słusznie naszą nazywamy; lecz ta nasza radość wzrasta i rozwija się, i wytrwale dąży do swego udoskonalenia”.


2.    DIAKONI

Święcimy dzisiaj dwóch diakonów. W czasach apostolskich diakonami byli ludzie posługujący przy stole. Byli to ludzie podający jedzenie i napoje (J 2,5.9; Ksenofont, Mem. 1, 5, 2; Hier. 3, 11 (4, 2); Polibiusz 31, 4, 5; Lucjan, De merced. cond. § 26; Athen. 7, p. 291 a.). Byli ludźmi wykonującymi polecenia kogoś innego. Greckie słowo diákonos składa się z dwóch członów: z przyimka diá, tzn. „przez”, „dzięki czemuś” oraz konis, „kurz, pył, proch, piasek”, co znaczy „wzniecający kurz przez szybkość wykonywania swego zadania”. Ich pierwsze wezwanie do służby opisują Dzieje Apostolskie (6,1-6). Właściwie nie używają one nawet słowa „diakon”, mówią jedynie o wyborze „siedmiu mężów cieszących się dobrą sławą”, którym powierzono zadanie rozdzielania jałmużny pośród wdów. Później nazywano ich po prostu imieniem „Siedmiu” (Dz 21,8), podobnie jak apostołów nazywano w skrócie „Dwunastu”. Zadaniem diakonów była troska o ubogich i potrzebujących, ale niektórzy z nich (np. Szczepan i Filip) przepowiadali także Słowo Boże.  
Dzisiaj w Kościele stoją przed nimi trzy zadania: posługa Słowa, posługiwanie liturgii oraz służba miłości. Mają więc najpierw głosić Słowo Boże i żyć tym, czego nauczają, aby czynić Słowo bardziej wiarygodnym.
Następnie pełnią „służbę liturgii”; czyli odmawiają Liturgię Godzin, udzielają Chrztu św., asystują biskupowi i prezbiterom przy celebracji boskich tajemnic, czytają Ewangelię oraz intencje Modlitwy Wiernych, rozdają Komunię św., asystują przy zawieraniu małżeństwa, udzielają sakramentaliów, przewodniczą obrzędom pogrzebu.
Z kolei Chrystusową „posługę miłości” pełnią wybierając miłość Chrystusa ponad wszystko. Przyjmując zobowiązania wynikające z celibatu, aby – pełni ducha ofiarnej miłości – mogli prowadzić życie święte i nieskalane. Życie ofiarne, troszcząc się o biednych i potrzebujących. Nie szukają niczego innego, jak tylko upodobnienia się do Chrystusa, który również stał się 'diakonem' (diakonos), to znaczy sługą wszystkich (Mk 10,45; św. Polikarp, Ep. ad Philippenses, 5,2).


3.    ŚW. FRANCISZEK O MIŁOŚCI I RADOŚCI
a.    miłość
„Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!” Jak św. Franciszek rozumiał w swoim życiu tę prawdę?

„Któż potrafi przedstawić żarliwą miłość, jaką płonął przyjaciel Oblubieńca, Franciszek? Wydawało się, że cały jest pochłonięty płomieniami miłości Bożej, jak jakiś kawałek rozżarzonego węgla. Bowiem, gdy tylko usłyszał cokolwiek o miłości Bożej natychmiast ożywiał się, wzruszał i rozpłomieniał, jakby najtajniejsza struna jego serca została dotknięta czarodziejską różdżką zewnętrznego głosu. Mawiał, że oddanie ogromnych bogactw za jałmużnę świadczy o wspaniałej wielkoduszności, a najgłupszymi są ci, którzy uważają, że ma ono mniejszą wartość, aniżeli pieniądze. Miłość Boża była dla Franciszka niewymierną ceną, za którą otrzymuje się Królestwo Niebios; czyż za ogromną miłość nie należy odwdzięczyć się równie ogromną miłością Temu, który nas tak bardzo umiłował?” (św. Bonawentura, Życiorys większy św. Franciszka IX,1).

Świadom, że miłość do Boga pozostaje niepewna, jeśli nie skonkretyzuje się w miłości względem braci (Jk 4,20), Franciszek z naciskiem zalecał wszystkim, aby okazywali sobie miłość nie słowem ani językiem, ale czynem i prawdą. „Gdziekolwiek bracia przebywają lub spotkaliby się, niech odnoszą się do siebie jak członkowie rodziny (2 Reg 6,8). „…Jak matka kocha i karmi swego syna, tak każdy niech kocha i karmi swego brata; Pan użyczy mu do tego swej łaski” (1 Reg 9,14). „…bliźnich naszych kochajmy jak samych siebie (por. Mt 22,37.39), wszystkich pociągając według sił do Twojej miłości, ciesząc się z dobra innych jak z własnego i współczując w nieszczęściu, i nikomu nie dając żadnego zgorszenia (por. 2 Kor 6,3) (Franciszek, Wykład modlitwy Ojcze nasz). „I ktokolwiek przyszedłby do nich: przyjaciel czy wróg, złodziej czy łotr, niech go przyjmą uprzejmie. I gdziekolwiek
bracia są i w jakimkolwiek miejscu spotkają się, niech okazują sobie nawzajem poważanie i szacunek w duchu, z miłością, bez narzekania (por. 1 P 4,9) (1 Reguła 7,14-15).

Jak postrzegał św. Franciszek miłość przyszłych kapłanów franciszkańskich? Zwracając się do nich z miłością Zakonodawca wzywał ich przede wszystkim do najwyższego uszanowania i miłości do Eucharystii: „Całując wam stopy, błagam was wszystkich, bracia, z taką miłością na jaką mnie stać, abyście tak jak tylko możecie, okazywali wszelkie uszanowanie i wszelką cześć Najświętszemu Ciału i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa, w którym to, co jest w niebie i to, co jest na ziemi, zostało obdarzone pokojem i pojednane z Wszechmogącym Bogiem (por. Kol 1,20).

Proszę również w Panu wszystkich moich braci kapłanów, którzy są i będą, i pragną zostać kapłanami Najwyższego, ilekroć zechcą odprawić Mszę, aby sami będąc nieskazitelni, w sposób nieskazitelny składali prawdziwą ofiarę Najświętszego Ciała i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa, z świętą i czystą intencją, nie dla [uzyskania] jakiejś ziemskiej rzeczy ani z obawy przed jakimś człowiekiem lub z miłości ku niemu, jakoby dla przypodobania się ludziom (por. Ef 6,6; Kol 3,22); lecz cała wola, o ile wspomoże łaska, niech się kieruje ku Bogu, stąd niech pragnie podobać się jedynie samemu najwyższemu Panu, bo On sam jeden działa w tej tajemnicy, jak Mu się podoba. Ponieważ, jak On sam mówi: To czyńcie na moją pamiątkę (Łk 22,19, 1 Kor 11,24). Kto zaś inaczej czyniłby, ten staje się zdrajcą Judaszem i winnym Ciała i Krwi Pańskiej (por. 1 Kor 11,27)” (List do całego zakonu, 12-16).
b.    radość
Sam św. Franciszek był „weselszy od innych” (3T 2). Radował się w doświadczeniu ubóstwa, pokory, cierpienia, w udrękach, w przyjmowaniu łaski i w porywach miłości Bożej. Jego radość była spontaniczna, a smutek i przygnębienie sprawiały mu ból. Bratu, który chodził z ponurą twarzą powiedział: ‘Nie przystoi, aby sługa Boży okazywał się ludziom smutny i przygnębiony, lecz zawsze uprzejmy. Swoje zmartwienia roztrząsaj w swojej celi i wobec Boga swego płacz i wzdychaj. Gdy wracasz do braci, odłóż smutek na bok i przystosuj się do nich’ (Mem 128; ZwD 96). Nie chciał jednak Zakonodawca, by wyrazem radości był pusty śmiech i puste słowa, ponieważ w ten sposób nie uzewnętrznia się radość duchowa, lecz próżność i powierzchowność (Np. 20-21; ZwD 96).

Znamienna była radość Franciszka wobec stworzenia. Natura, czyli stworzenie nigdy nie stanowiła przeszkody dla łaski, ponieważ natura sama w sobie nie jest zepsuta, psuje ja dopiero wola człowieka. Kto zachwyca się jego Pieśnią słoneczną nie zawsze zdaje sobie sprawę z jakiego cierpienia się ona zrodziła. Przez onad 50 dni – przebywając w San Damiano – Franciszek nie była w stanie znieść światła dziennego ani blasku ognia w nocy. Musiał pozostawać w całkowitych ciemnościach w domu i celi. Na dodatek w jego celi rozpanoszyły się myszy, które po nim biegały.  W takich właśnie warunkach powiedział: „Trzeba więc, abym teraz bardzo cieszył się w moich słabościach i udręczeniach i wzmocnił się w Panu”. Usiadł, zamyślił się, a potem krzyknął: „Najwyższy, wszechmogący, dobry panie,”. I ułożył do tych słów melodię, której nauczył swoich towarzyszy (ZbA 83; Mem 213; ZwD 100).
„Kiedy święty Franciszek szedł raz porą zimową z bratem Leonem z Perudżii do Świętej Panny Maryi Anielskiej, a ogromne zimno dokuczało im wielce, zawołał na brata Leona, który szedł przodem, i rzekł: „Bracie Leonie, choćby bracia mniejsi dawali wszędzie wielkie przykłady świętości i zbudowania, mimo to zapisz i zapamiętaj sobie pilnie, że nie to jest jeszcze radość doskonała” […]
I uszedłszy jeszcze nieco, zawołał święty Franciszek głośno: „O bracie Leonie, choćby brat mniejszy umiał tak dobrze kazać, że nawróciłby wszystkich niewiernych na wiarę Chrystusową, zapisz, że nie to jest jeszcze radość doskonała”.
I kiedy mówiąc tak uszedł ze dwie mile, brat Leon z wielkim zdziwieniem zapytał: „Ojcze, błagam cię na miłość Boską, powiedz mi, co jest radość doskonała?” A święty Franciszek tak mówi: „Kiedy staniemy u Panny Maryi Anielskiej deszczem zmoczeni, zlodowaciali od zimna, błotem ochlapani i zgnębieni głodem i zapukamy do bramy klasztoru, a odźwierny wyjdzie gniewny i rzeknie: ‘Coście za jedni?’ - a my powiemy: ‘Jesteśmy dwaj z braci waszej’ - a on powie: ‘Kłamiecie, wyście raczej dwaj łotrzykowie, którzy włóczą się świat oszukując, i okradacie biednych z jałmużny, precz stąd’ - i nie otworzy nam, i każe stać na śniegu i deszczu, zziębniętym i głodnym, aż do nocy; wówczas, jeśli takie obelgi i taką srogość, i taką odprawę zniesiemy cierpliwie, bez oburzenia i szemrania, i pomyślimy z pokorą i miłością, że odźwierny ten zna nas dobrze, lecz Bóg przeciw nam mówić mu każe, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała” (Kwiatki św. Franciszka, rozd. 8). A zatem prawdziwa radość, prawdziwa cnota i zbawienie duszy są udziałem tylko tych, którzy poszli za Panem w ucisku i prześladowaniu, w upokorzeniu i głodzie, w chorobie i doświadczeniu, i we wszystkich innych trudnościach (Np 6). Jest to twarda i jednocześnie wspaniała lekcja dla nwych franciszkańskich kapłanów, jaką daje nam św. Franciszek.


ZAKOŃCZENIE

Drodzy Ordinandi, trwajcie więc odważnie na diakońskiej i kapłańskiej drodze, bo to sam Bóg daje nam odwagę, aby iść pod prąd. Nie ma takich trudności, ucisków, niezrozumienia, które mogłyby nas przerazić, jeśli tylko trwamy zjednoczeni z Bogiem, jak latorośle są złączone z winnym krzewem. Bądźmy odważni także wtedy, gdy czujemy się biedni, słabi i grzeszni, bo to Bóg daje siłę naszej słabości, bogactwo naszemu ubóstwu, nawrócenie i przebaczenie naszemu grzechowi. Ufajmy w działanie Boga! Z Nim możemy uczynić wielkie rzeczy. On też da nam odczujemy radość z tego, że jesteśmy Jego świadkami” (Papież Franciszek, 28.04.2013).