O polską Polskę





Abp Stanisław Gądecki

O polską Polskę. 105. rocznica wybuchu Zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego (Fara Poznańska – 27.12.2023).

 

W dniu dzisiejszym obchodzimy 105. rocznicę wybuchu Zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego. Piątego z kolei powstania zorganizowanego na wielkopolskiej ziemi (1794; 1806; 1846; 1848; 1918-1919). Drugiego - po listopadowym w 1806 roku - zwycięskiego powstania w Wielkopolsce. Różne były nazwy tego powstania, ale jeden i ten sam czyn zbrojny i obywatelski, dzięki któremu Polonia Maior, czyli Macierz Polaków została ponownie objęta granicami odrodzonego - po okresie zaborów - państwa polskiego; granicami II Rzeczypospolitej.

1.       POWSTANIE WIELKOPOLSKIE

Już w XIX wieku - w okresie znacznie poprzedzającym wybuch Powstania Wielkopolskiego - abp Zygmunt Szczęsny Feliński (1.11.1822-15.09.1895) w zaborze rosyjskim dzielił naszych rodaków - pod względem przekonań politycznych - na cztery obozy: na powolnych progresistów, na zwolenników samoistnego rozwoju, na zwolenników zbrojnego powstania oraz zwolenników społecznej rewolucji.

a.       Do pierwszej grupy powolnych progresistów zaliczył tych patriotów, którzy patrzyli na sprawę narodową z punktu widzenia praktycznych możliwości. Uważali oni za stratę czasu marzenie o tym, co upragnione, nie posiadając środków do osiągnięcia tego celu. Nie wdając się więc w teorie, sądzili oni, że dobrze rozumiany patriotyzm to spożytkowanie dla dobra narodu tych środków, jakie faktycznie obecnie posiadamy. Ich programem była praca organiczna. Nic zaś bardziej nie przeszkadzało tego rodzaju pracy, jak gwałtowne przewroty społeczne i rewolucje, dlatego przewroty uważali oni za największą klęskę narodową. Twierdzili, że praca organiczna jest możliwa tylko pod warunkiem w miarę zgodnego współdziałania z rządem zaborczym, a takiego współdziałania nie osiągnie się inaczej, jak tylko dając temu rządowi gwarancje utrzymania spokoju i wyrzekając się wszelkich nielegalnych zachcianek, tak aby naród odzyskiwał stopniowo swoją wolność na drodze legalnej. U końca tej drogi dostrzegali oni niepodległą – choćby pod obcą władzą  – Polskę. 

Do drugiej grupy patriotów należeli zwolennicy samoistnego rozwoju. Nie uznawali oni legalności rozbiorów Polski ani zaborczych rządów za legalne. Nie chcieli więc współpracować z zaborczymi rządami, aby uniknąć wszelkiej od nich zależności. Byli oni zwolennikami jawności i nie kusili się wcale o tajemne spiskowanie przeciwko tym rządom. Nie zrzekali się jednocześnie praw narodowych i chociaż obecny stan rzeczy znosili z trudem, to od obcego rządu niczego dobrego się nie spodziewali i nie myśleli temu rządowi się wysługiwać. Działania powstańcze uważali za niewłaściwe, nie dlatego, jakoby przeczyli temu, że podbity naród ma prawo odebrać siłą to, co mu siłą odebrano, ale – zważywszy na nierówność walki oraz poczynione w przeszłości doświadczenia - uważali tego rodzaju walkę - która musi się skończyć klęską - za szkodliwą dla sprawy organicznego rozwoju, co było głównym celem ich pracy nad podniesieniem moralnym i materialnym ojczyzny. Także oni byli zwolennikami pracy organicznej w zakresie działalności prywatnej, lecz pracy całkowicie niezależnej od rządu. 

Do trzeciej grupy patriotów należeli zwolennicy zbrojnego powstania. Pragnęli oni jak najszybciej wyprzeć najeźdźców przy pomocy siły. Byli wolni od wszelkich skrupułów co do samej godziwości powstania przeciwko najeźdźcom. Rozważali tylko jakie są szanse wygranej, czas i okoliczności powstania, aby prawdopodobieństwo zwycięstwa było jak największe. Użycie niegodziwych środków było tu jednak potępiane. Nie akceptowali oni innej, jak tylko otwartej walki. Sztylet i trucizna były dla nich wstrętną bronią, tak że woleliby raczej zginąć, niż się nią posługiwać nawet z największym powodzeniem. Jedyną dźwignią moralną tego stronnictwa był patriotyzm, który starali się rozbudzać we wszystkich polskich sercach, wierząc w potęgę poświęcenia. Wielką, jeśli nie najważniejszą rolę odgrywały tutaj kobiety.  

Do czwartej grupy należeli zwolennicy rewolucji społecznej. Wychodzili oni z przekonania, iż masy posiadają dostateczną siłę, aby obalić despotyzm zaborcy. Jeśli zaś nie da się inaczej poruszyć mas jak tylko poprzez przynętę polepszenia ich bytu - zagarniając własności klas zamożniejszych - to główną podstawą ich programu było oddanie ziemi i kapitału na użytek mas, aby wiejski i miejski proletariat chwycił za broń i wywrócił istniejący porządek polityczny. Partii tej nie chodziło tyle o niepodległość Polski, co raczej o rewolucyjny przewrót w społeczeństwie. Odbudowanie Polski pod innymi warunkami uważaliby za podobną klęskę, jak pozostanie pod obcym jarzmem. Nie przyjmowali oni żadnych religijnych ani moralnych zasad, uważając wszelkie środki za dobre, jeśli tylko prowadzą do zamierzonego celu. Terroryzm uważali za jedyną formę władzy. Skrytobójstwo i ogałacanie z mienia, za najwłaściwsze środki zarządzania. Nie znajdowali oni dostatecznych słów oburzenia, gdy chodziło o zbrodnie popełniane przez zaborczych urzędników, gdy jednak idzie o własne zbrodnie dokonywane w imię wszechwładztwa ludu, to wszelki ostracyzm wydawał się im godziwy, a kto temu zaprzeczał, ten stawał się godzien stryczka. Te dzikie teorie nie wylęgły się na szczęście w polskich głowach, i zbyt były wstrętne, aby mogły kiedykolwiek u nas zapanować. Niemniej jednak z powodu lekkomyślności umysłu młodych, te niedorzeczne teorie - które nie wytrzymują poważnej krytyki - pojawiały się w niektórych wykrzywionych umysłach. W epokach chaosu ci szaleńcy odgrywali wybitną rolę, ponieważ - nie przebierając w środkach - nie wahali się wprowadzać w życie teorii przed którymi niejeden człowiek dziki wzdrygnąłby się i zawahał. Nie przeczę – twierdził arcybiskup Feliński - że obłęd ten może niekiedy opanować nawet ludzi dobrej wiary, zwykle jednak są to ludzie bez serca, którzy nawet poświęcają swoje życie w ofierze dla swoich idei, ale nie z miłości do Boga i bliźniego (por. Zygmunt Szczęsny Feliński, Pamiętniki, Warszawa 2009, s. 458-461). 

b.       Także w pruskim zaborze - w XIX wieku - pojawiły się pokolenia pozytywistów, które - dostrzegając klęski zrywów niepodległościowych - zaczęły nawoływać do podniesienia poziomu kultury narodu, do działań ekonomicznych, do pracy organicznej, co winno zaowocować przekształceniem jego mieszkańców w nowoczesne społeczeństwo o wyższym poziomie świadomości narodowej. Założenia tego procesu ustalił w Wielkopolsce filozof August Cieszkowski a nazwał je - w 1848 roku - ks. Jan Koźmian. Dzięki temu procesowi w naszym regionie - jesienią 1918 roku - istniały już silne podstawy polskiego rolnictwa, przemysłu, finansów i życia naukowego.

Rozwijała się też szeroka aktywność społeczna duchowieństwa wielkopolskiego. W odpowiedzi na potęgującą się germanizację, księża zainicjowali walkę o tożsamość narodową Polaków. Szczególną formą obrony tej tożsamości była działalność parlamentarna duchowieństwa wielkopolskiego. W latach 1848-1918 wielkopolscy duchowni posiadali 48 mandatów poselskich. Jeden ze znawców tego zagadnienia pisał: „tylko bezinteresownej i ofiarnej pracy duchowieństwa należy przypisać, że w tej dzielnicy Polski spółdzielczość wiejska, która zaczęła się załamywać pod wpływem kryzysu rolnego lat siedemdziesiątych XIX wieku, nie upadła, lecz przezwyciężając trudności gospodarcze rozwinęła się świetnie”. W jednym tylko 1896 roku oskarżono kilkunastu duchownych o nielegalne nauczanie języka polskiego na lekcjach religii a w roku 1901 wybuchł we Wrześni strajk dzieci, które sprzeciwiły się nauce religii po niemiecku. Surowe kary, jakie ówczesne władze zastosowały pruskie wobec dzieci natchnęły Marię Konopnicką do napisania „Roty”.

Tak więc - w przeddzień I wojny światowej - wielkopolskie społeczeństwo było już zorganizowane, zdyscyplinowane, posiadające swoich naturalnych przywódców, co Roman Dmowski podsumowywał następującymi słowami: „Prusacy, chcąc nas wytępić doszczętnie, wyświadczyli nam usługę dziejowej doniosłości, mianowicie wytworzyli w swym zaborze warunki przyśpieszonego przekształcenia nas na społeczeństwo czynne, pełne energii bojowej, zdolne do zdobywania sobie bytu w najcięższych warunkach. Zmusili oni i zmuszają coraz bardziej zachodni odłam naszego narodu do wydobycia z siebie tych zdolności, tych sił, które są nie tylko potrzebne do istnienia dzisiaj, ale które jedynie umożliwią nam w przyszłości zdobycie samoistnego bytu politycznego i utrzymanie żywotnego, silnego państwa polskiego”.

c.       Konkretną wolę odrodzenia państwa polskiego wyraził po raz pierwszy Polski Sejm Dzielnicowy, który obradował w Poznaniu w dniach 3-5 grudnia 1918 roku. W jego obradach wzięło udział ok. 1100 Polaków zamieszkujących ziemie w granicach Rzeszy niemieckiej. Byli to delegaci czterech milionów Polaków z terenów dawnego polskiego Pomorza, z Prus Królewskich, ze Śląska, z Prus Książęcych, Warmiacy i Mazurzy oraz Polacy przebywający na wychodźstwie. W tej grupie znalazło się 75 katolickich księży oraz 129 kobiet.

Choć uczestnicy owego Sejmu Dzielnicowego byli świadomi, że głównymi wrogami wskrzeszenia Polski są Prusacy - to jednak nie byli oni przeciwni wszystkim Niemcom w ogóle: „Nie chcemy walki z tą częścią ludności niemieckiej zasiedziałej, która zawsze w zgodzie żyła z Polakami i która z nami w przyszłości także w zgodnem pozostanie współżyciu. Wrogami jesteśmy tylko tej nielicznej klasy urzędników i agitatorów hakatystycznych, którzy wnieśli do naszych dzielnic zarzewie nienawiści i teorię niesprawiedliwości, którzy podżegali ludność niemiecką przeciw ludności polskiej i krzywdę i gwałt Polakom zadawane sławili jako zdobycz prawdziwie niemieckiego ducha” (Dziennik Polskiego Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu, w grudniu 1918, Poznań 1918, s. 40).

d.       W końcu - dnia 26 grudnia - przybył do Poznania Ignacy Jan Paderewski, witany z niebywałym entuzjazmem i sprawy nabrały tempa. Sam Paderewski - z obawy przed nieprzewidzianymi rezultatami swojej wizyty - oficjalnie „zachorował” i do końca roku nie pokazywał się poza hotelem „Bazar”.

Mimo to dnia 27 grudnia wybuchło powstanie, które w kilka dni oswobodziło Poznań. Ostatni akt wyzwalania miasta dokonał się 6 stycznia, gdy opanowano lotnisko i magazyny lotnicze na Ławicy, ostatni punkt kontrolowany przez Niemców.

Wszystko to stało się możliwe, ponieważ na przyjazd Paderewskiego ściągnięto do Poznania z okolicznych miejscowości oddziały Straży Ludowej i Służby Straży i Bezpieczeństwa. Ponadto - w czasie I wojny światowej - w armii niemieckiej służyło wcześniej 780 tys. Polaków z Wielkopolski, Śląska i Pomorza. Nie wszyscy oni mogli wstąpić w szeregi powstańcze. Wielu z nich było inwalidami, niektórzy byli starsi, bądź wytrąceni z równowagi psychicznej po przebytej wojnie, ci jednak, którzy znaleźli się w oddziałach powstańczych było dobrze wyszkolonych i miało doświadczenie wojenne w armii pruskiej. „Niemcy sami sobie wyszkolili  przeciwników” (Marek Rezler, W Wielkopolsce przed stu laty).

Jednakże, „Raz wreszcie należy powiedzieć otwarcie i jasno tę niemiłą prawdę, że nie ten ‘wielki Poznań’ i jego władze dokonały czynu powstania wielkopolskiego, lecz lud - sam lud Poznania i Wielkopolski wbrew tym, których powinien był słuchać”. Jedynie wielkie osobowości umieją w harmonii z myślą i interesem narodu wydobyć jego utajone siły i podnieść jego poziom do długotrwałego znaczenia historycznego, a takiej osobowości nie wydał Poznań - pisał Wojciech Jedlina-Jacobson. Dlatego też Powstanie w byłym zaborze pruskim nie spełniło swego właściwego zadania i ograniczyło się jedynie do powstania na terenie Wielkopolski” (Wojciech Jedlina-Jacobson, Z ludem wielkopolskim przeciwko zaborcom. Wspomnienia. Poznań 2018, s. 17). Nie ogarnęło całości dawnych polskich terenów.  

Jedną z najpoważniejszych trudności powstania było to, że prowincjonalne placówki oczekiwały dyrektyw z Poznania - tymczasem Poznań milczał. W Poznaniu przez długi czas odrzucano wszelką myśl o jakiejkolwiek akcji bojowej, usiłując zachować zawarte traktaty. Brała tam górę obawa, że Niemcy wrócą, że z Wielkopolską stanie się to samo, co z Belgią w 1914 roku; Niemcy zbombardują Poznań. Nie bacząc na to, prawdziwe podstawy Powstania Wielkopolskiego w regionie stworzyło Gniezno i tamtejszy garnizon.

W końcu zatem - w styczniu 1919 roku - Wielkopolska nie należąca już do Niemiec, ale nie należąca jeszcze do Polski -  zyskała de facto rangę niezależnego „Państwa Wielkopolskiego” (z własnym rządem, wojskiem, gospodarką i dyplomacją), zorientowanego na połączenie się z niepodległą Polską. Było w tym coś cudownego, gdyby bowiem w lutym 1919 roku nie podpisano umowy rozejmowej z Niemcami w Trewirze (6.02.1919), powstanie mogło zostać dość łatwo stłumione przez wojska pruskie, które – po rozprzężeniu spowodowanym rewolucją listopadową – nadciągały do Wielkopolski w coraz to większych ilościach.

Hołd postawie ówczesnych Wielkopolan złożył Józef Piłsudzki, witany w Poznaniu dnia 26 października 1919 roku. Powiedział wówczas: „Wy, Wielkopolanie, rzuceni zostaliście do walki, którą wam wróg nieubłagany wypowiedział w tej dziedzinie, w której Polska zawsze w wielkim stopniu najsłabsza była. [...] Walka została wam rzucona w dziedzinie organizacji, w dziedzinie umiejętności wytwarzania codziennego, szarego, pełnego obowiązków i pełnego trudu życia. [...] Gdy myślę o zadaniach stojących przed Polską, chciałbym wnieść od was do Polski całą waszą namiętność pracy, która by Polskę przeniknęła, dać umiejętność organizowania pracy sumiennej, umiejętność pracy uczciwej”.

2.       POKÓJ

Świadomi licznych ofiar, jakie pociągnęło za sobą Powstanie Wielkopolskie, ostatecznie zdajemy sobie sprawę, że przedmiotem najgłębszych - raz świadomych, innym razem nieuświadomionych - pragnień każdego kierującego się czystymi intencjami człowieka jest pokój. Im bardziej człowiek sobie uświadamia niebezpieczeństwa terroryzmu i wojny, tym bardziej pragnie pokoju, czyli życia wolnego od konfliktów, ale również życia pełnego, szczęśliwego i dobrze zorganizowanego. 

Ten upragniony pokój jest z różnych powodów kruchy i narażony na zniszczenie. Rosnące nierówności między bogatymi a biednymi, dominacja mentalności egoistycznej i indywidualistycznej, pozbawiony reguł etycznych system finansowy, różne formy przestępczości międzynarodowej są nieustannie zarzewiem napięć i konfliktów. Stąd m.in. wojna na Ukrainie, w Syrii i Iraku, w Gazie i krajach afrykańskich, które przeciągają się, mimo ogromnej liczby zabitych i okaleczonych ludzi, mimo żałoby i zniszczeń, których ofiarami stają się często niewinni ludzie.

Ludzkość – swoimi własnymi siłami - nie jest w stanie osiągnąć trwałego pokoju o czym świadczy sama kruchość wielu traktatów pokojowych, po których natychmiast rozpoczynają się nowe wojny. Stąd ostatecznie powinniśmy sobie uświadomić, że pokój - o wiele bardziej niż osiągnięciem człowieka -  jest darem Bożym (Pacem in terris, 168). Błogosławiony ks. Michał Sopoćko - kierownik duchowy św. siostry Faustyny - pisał: „Dwaj są, którzy obiecują pokój dla ludzi: świat i Chrystus. Pokój świata jest obłudny, pozorny i kończy się zaburzeniami i wojną, albowiem świat nie może dać pokoju wewnętrznego, pokoju z Bogiem, którego nie uznaje, i pokoju z własnym sumieniem” (ks. M.Sopoćko, Rozważania o Miłosierdziu Bożym i ludzkim. Rozważanie I: Pokój a miłosierdzie Boże, w: Wielbijmy Boga w Jego Miłosierdziu. Modlitewnik, Stockbridge Mass 1960, s. 145-151).

Ten pokój wewnętrzny rodzi się najpierw w ludzkim sercu, w które nieład wprowadzają różnego rodzaju namiętności, skłaniając je ku sporom i wojnie. Jako ludzie dajemy się często owładnąć zazdrości, chciwości, gniewowi i nienawiści do innych, pysze, żądzy potęgi, pragnieniu panowania na innymi ludźmi; nad pogardzanymi przez siebie grupami czy narodami. Jeśli zabraknie prawdziwej przemiany serca, pokój wewnętrzny będzie zawsze krótkotrwały i iluzoryczny. Tylko nawrócone serce wprowadza pokój do człowieczego sumienia.

Dlatego św. Augustyn zaleca: „Jeśli twój duch chce być zdolny do przezwyciężenia twoich pożądliwości, niech się podda Bogu, który go przewyższa, a zwycięży to, co jest poniżej niego. Wtedy nastąpi w tobie pokój: prawdziwy, niezawodny i pełen łaski. Jaki jest porządek tego pokoju? Bóg włada duchem, a duch ciałem - trudno o lepszy porządek’” (Pacem in terris, 165).

Natomiast pokój zewnętrzny w społeczeństwie i świecie - jak uczy nas św. Augustyn - polega na tranquillitas ordinis, czyli na „pokoju płynącym z ładu”, na „dobrze uporządkowanej zgodzie”.  

„Pokój między ludźmi to uporządkowana zgoda.

Pokój domu to uporządkowana zgoda rozkazywania i posłuszeństwa współmieszkańców.

Pokój państwa to uporządkowana zgoda rozkazywania i posłuszeństwa obywateli.

Pokój państwa Niebieskiego to najdoskonalej uporządkowane i najzgodniejsze społeczeństwo cieszące się Bogiem oraz społecznie w Bogu. Pokój wszystkich rzeczy - majestatyczna cisza porządku” (De civitate Dei, 19,13).

Do dawnej wizji Augustyna nawiązał potem św. Papież Jan XXIII w Pacem in terris. Według niego osiągnięcie takiego ładu jest możliwe, pod czterema warunkami: musi on zostać oparty na prawdzie, zbudowany według nakazów sprawiedliwości, ożywiony i dopełniony miłością oraz urzeczywistniany w klimacie wolności (Pacem in terris, 167).

Św. Jan Paweł II dodał, iż sprawiedliwość trzeba uzupełniać przebaczeniem, które odnawia zakłócone relacje pomiędzy ludźmi. Jest to tak samo ważne w przypadku napięć między pojedynczymi osobami, jak i w konfliktach o bardziej ogólnym zasięgu, również międzynarodowych (por. Jan Paweł II, Nie ma pokoju bez sprawiedliwości, nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia. Orędzie na Światowy Dzień Pokoju - 1.01.2002).

Sługa Boży biskup Jan Pietraszko w czasach PRL-u - gdy społeczeństwo też było bardzo podzielone - w każdą niedzielę głosił homilie, gromadząc w kolegiacie akademickiej św. Anny w Krakowie wielkie rzesze ludzi. Ich treścią była zawsze Ewangelia. On konsekwentnie, od podstaw kształtował ludzkie sumienia. Gdy spotkał się z zarzutem, że nie opowiada się po stronie „Solidarności”, że nie atakuje komunistów, powiedział do kapłanów: „Będą wam podsuwać różne problemy, uważajcie, abyście z ewangelizatorów nie stali się komentatorami”. Podziały i napięcia w społeczeństwie były, są i zawsze będą. Rolą Kościoła jest głoszenie nauki o miłości, przebaczeniu i pojednaniu, a nie komentowanie pojedynczych incydentów, bo w rezultacie prowadzi to do dalszych podziałów. Kościół nie może być stroną w konflikcie. Kościół winien budować mosty między ludźmi.

ZAKOŃCZENIE

Na koniec więc, módlmy się o pokój: Boże, od którego pochodzą święte pragnienia, prawe zamiary i dobre czyny, daj nam pokój, jakiego świat dać nie może. Niech nasze serca będą poddane Twojej woli, a czasy, w których żyjemy, niech - dzięki Twojej łasce - będą spokojne i wolne od grozy wojny. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.