Zainwestuj w małżeństwo. Zainwestuj w rodzinę





Abp Stanisław Gądecki

Zainwestuj w małżeństwo. Zainwestuj w rodzinę. VI Światowy Kongres Rodzin Polskich i Polonijnych (Gdańsk - 15.09.2023).

Fotoreportaż z uroczystości

Spotykamy się dzisiaj z Chrystusem na Eucharystii, aby od Niego rozpocząć dobre dzieło w postaci VI Światowego Kongresu Rodzin Polonijnych. Kongresu, który ma dopomóc małżonków i rodzinom w zdobyciu wiedzy i umiejętności jak tworzyć szczęśliwą rodzinę. Trudno zaś wyobrazić sobie szczęśliwe małżeństwo i rodzinę bez Chrystusa i bez pomocy Jego Matki Maryi.

Dzień dzisiejszy – czyli wspomnienie Matki Bożej Bolesnej - sugeruje nam podjęcie dwóch powiązanych ze sobą tematów; najpierw cierpienia w życiu Maryi a następnie boleści w życiu współczesnych nam małżeństw i rodzin.     

1.         MATKA BOŻA BOLESNA 

Pierwsza sprawa to cierpienie w życiu Maryi. Tytuł Matka Boża Bolesna wybrzmiewa najpierw w proroctwie Symeona: „Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: […]. ‘A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły [αποκαλυφθωσιν] zamysły [διαλογισμοι] serc wielu’” (Łk 2,34-35). Błogosławiąc razem Józefa i Maryję, Symeon zwraca się tylko do Maryi, podkreślając w ten sposób Jej przyszły współudział w cierpieniu Pana Jezusa. Jej los będzie ściśle złączony z losem Jej Syna. Ona znajdzie się w centrum walki prowadzonej za i przeciw Chrystusowi.

Nie wiemy czy Maryja przewidywała mękę i śmierć Pana Jezusa. Niektórzy uważają to za rzecz oczywistą, skoro została obdarzona szczególniejszym światłem Ducha Świętego, dotyczącym rozumienia Pisma Świętego, w którym jest przecież zapowiedziana męka i śmierć Mesjasza. Inni znowu - powołując się na fragmenty Ewangelii podkreślające, że Maryja nie rozumiała do końca wszystkiego co odnosiło się do działalności publicznej Jezusa - są przekonani, że nie była Ona wtajemniczona we wszystkie szczegóły dotyczące życia i śmierci Jej Syna (Mk 3,31-34).

Bez względu na to, czy rozumiała w pełni sens działalności swojego Syna, jest sprawą oczywistą, że w czasie swego ziemskiego życia wiele wycierpiała. Cierpiała podczas ucieczki do Egiptu, gdy król Herod postanowił zgładzić Jezusa (Mt 2,13-14). Cierpiała podczas zgubienie Jezusa w trakcie powrotu z pielgrzymki z Jerozolimy (Łk 2,43-45). Cierpiała widząc jak kapłani, faryzeusze i uczeni w Piśmie odrzucają naukę Jej Syna i czyhają, aby Go zabić. Miecz boleści przeszył Jej serce, gdy patrzyła na Syna niosącego ciężki krzyż i upadającego pod jego ciężarem. Cierpiała  podczas krzyżowanie i śmierci Jezusa, nie mogąc Mu pomóc (Mt 27,32-50; Mk 15,20b-37; Łk 23,26-46; J 19,17-30). Bolała przy Jego zdjęcie z krzyża (Mk 15,42-47; Łk 23,50-54; J 19,38-42) a także podczas składania Go do grobu (Mt 27,57-61; Mk 15,42-47; Łk 23,50-54; J 19,38-42). Inaczej mówiąc, Maryja przez wiarę była „doskonale zjednoczona z Chrystusem w Jego wyniszczeniu” (Redemptoris Mater, 18). A punktem kulminacyjnym Jej doświadczenia cierpienia stała się Golgota.

„Bolejąca Matka stała

U stóp krzyża, we łzach cała,

Kiedy na nim zawisł Syn.

 

A w Jej pełnej jęku duszy

Od męczarni i katuszy

Tkwił miecz ostry naszych win”

                                   (Stabat Mater)

Do tej sceny św. Bernard odniósł  następujące słowa: „O Święta Matko! Miecz naprawdę przeniknął Twoją duszę. Bo zresztą jedynie przenikając duszę Matki, mógł dosięgnąć ciała Syna. Kiedy więc Twój Jezus - wszystkich oczywiście, ale szczególnie Twój - oddał ducha, sroga włócznia nie dotknęła Jego duszy. Umarłemu, któremu nie mogła już zaszkodzić niemiłosierna włócznia, otworzyła bok, Tobie zaś przeszyła serce. Jego duszy tam już nie było, ale Twoja nie mogła się stamtąd oderwać. Straszny ból przeszył Twoją duszę, toteż zupełnie słusznie nazywamy Cię więcej niż Męczennicą,  ponieważ ból współcierpienia przewyższa udrękę ciała” (św. Bernard, Kazanie na niedzielę w oktawie Wniebowzięcia NMP, 14-15).

Miarą miłości - uczył św. Franciszek Salezy - jest to, ile jesteśmy gotowi wycierpieć dla ukochanej osoby. Maryja kochała jak nikt inny i jak nikt inny cierpiała. Nie była biernym świadkiem cierpień Pana Jezusa, ale miała w nich najpełniejszy udział. Zresztą – już na płaszczyźnie samej natury - jest nie do pomyślenia, aby matka nie doznawała cierpień na widok cierpiącego syna. „Wszystkie cierpienia, które złączyły się w Niej jakby w jedno, nieprzerwane pasmo, świadczą nie tylko o niewzruszonej wierze Maryi, ale stanowią Jej wkład w dzieło naszego zbawienia” (Salvifici doloris, 25).

2.         BOLEŚCI MAŁŻEŃSTW I RODZIN

A teraz druga sprawa, czyli boleści małżeństw i rodzin, wielkie dobro ludzkości. „Społeczeństwo na miarę rodziny jest najlepszą gwarancją zabezpieczającą przed nurtami w rodzaju indywidualizmu czy kolektywizmu, ponieważ w niej osoba znajduje się zawsze w centrum uwagi  jako cel, nigdy zaś jako środek. W pełni oczywiste jest, że dobro osób i właściwe funkcjonowanie społeczeństwa są ściśle powiązane „z pomyślną sytuacją wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej”. Bez rodzin silnych komunią i stałych w zaangażowaniu narody doznają osłabienia” (KKNS, 213).

a.         Z jednej strony jesteśmy świadomi tego, że wszystko, co cenimy w kulturze zostało zbudowane dzięki małżeństwom i rodzinom. To małżeństwo rodzi przyszłych obywateli i przyczynia się do przekazywania dziedzictwa kulturowego, a także buduje cnoty społeczne. Dlatego w interesie społeczeństwa i państwa leży kulturowe, prawne, społeczne i gospodarcze wspieranie rodziny opartej na małżeństwie mężczyzny i kobiety. Bł. Kardynał Stefan Wyszyński często przypominał, że naród to „Rodzina rodzin”. „Jakie będą rodziny, taki będzie i naród. Gdy rodziny będą zwarte, wierne, nierozerwalne – narodu nikt nie zniszczy” (Zakopane, 1957).

Z drugiej zaś strony – począwszy od starożytności – istnieje pewien stały nurt antymałżeński i antyrodzinny, który przymnaża tym instytucjom boleści. Platon np. - w piątej księdze Państwo - naszkicował model idealnego państwa, w którym wojownicy są pozbawieni wszystkiego, co „moje” i „twoje”, tak, że „nikt nie powinien posiadać czegokolwiek poza własnym ciałem”. Żołnierze nie mogą posiadać „ani domów, ani ziemi, ani też żadnego innego dobra”. Nawet żony i dzieci są wspólne, „tak, że ojciec nie zna dziecka, ani też dziecko nie zna swojego ojca”. Natychmiast po urodzeniu dzieci mają zostać przeniesione do domu dla niemowląt, który matki mogą odwiedzać jedynie na krótki czas w celu karmienia, przy czym strażniczki „powinny za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by którakolwiek z nich rozpoznała swoje dziecko”.

Na początku XVII wieku - pozostający pod wpływem Platona - Thomas Campanella w swoim Państwie słońca również naszkicował porządek społeczny pozbawiony rodziny. W tej dyktaturze mężczyźni i kobiety są skoszarowani i śpią w oddzielnych halach. Na podstawie rozważań medycznych i astrologicznych pary zostają kojarzone urzędowo w celu zrodzenia potomstwa. Dzieci wzrastają w państwowych domach dziecka tak, iż rodzice i dzieci nie znają się nawzajem. 

W 1949 roku George Orwell - w bardzo drastyczny sposób – także ukazał widmo komunistycznego społeczeństwa przyszłości pozbawionego rodziny: „Przecięliśmy związki pomiędzy dzieckiem a rodzicami, pomiędzy człowiekiem a człowiekiem i pomiędzy mężczyzną a kobietą. Nikt nie może już ufać żonie, dziecku czy przyjacielowi. W przyszłości nie będzie już żadnych żon i przyjaciół. Dzieci zostaną zabrane od ich matek natychmiast po urodzeniu, tak jak się zabiera kurze jajka. Popęd seksualny zostanie wykorzeniony. Płodzenie dzieci stanie się corocznie spełnianą formalnością niczym odnowienie karty na środki żywności”.

Ostatnio w ostatnich czasach odżywają stare ideologie, wrogie rodzinie, bo – rzekomo - wytworem rodziny jest owa „specyficznie autorytarna postawa”, „od której w dużym stopniu zależy stan posiadania burżuazyjnego porządku” - pisał M. Horkheimer. Ma ona stanowić „wytwórnię poddanych dla autorytarnych społeczeństw” i przesłankę kapitalizmu. Miejsce rodziny powinien zająć kolektyw. Dopiero wtedy człowiek zostanie  „wyemancypowany".

b.         Niestety, małżeństwo i rodzina podlegają dzisiaj bolesnym kryzysom. „Istnieją kryzysy, które zazwyczaj mają miejsce we wszystkich małżeństwach, jak kryzys początków, kiedy musimy nauczyć się pogodzić różnice i odłączyć się od rodziców; lub kryzys związany z przybyciem dziecka, z jego nowymi wyzwaniami emocjonalnymi; kryzys wychowania dziecka, które zmienia nawyki rodziców; kryzys wieku dojrzewania dziecka, które wymaga wiele energii, destabilizuje rodziców i czasem przeciwstawia ich sobie; kryzys „pustego gniazda”, który zmusza małżonków do spojrzenia na siebie na nowo; kryzys spowodowany starością rodziców, wymagających większej obecności, opieki i trudnych decyzji. Są to sytuacje wymagające, wywołujące strach, poczucie winy, depresję lub zmęczenie, które mogą poważnie wpłynąć na małżeństwo (AL, 235). Do nich dołączają się kryzysy osobiste mające wpływ na małżeństwo, związane z trudnościami gospodarczymi, trudnościami w pracy, emocjonalnymi, społecznymi, duchowymi. Dołączają się do tego okoliczności nieoczekiwane, które mogą zakłócić życie rodzinne i wymagają procesu przebaczenia i pojednania.

„Trzeba przyznać, że we współczesnym społeczeństwie istnieją pod tym względem poważne problemy – mówił kard. Kevin Farrell. Począwszy od nieposkromionego indywidualizmu, który uniemożliwia komunikację między dwojgiem ludźmi, bo każdy żyje tylko dla siebie, a skończywszy na presjach, jakie wywiera się dziś na rodzinę. Choćby presja ekonomiczna. Ogólnie rzecz biorąc, nasze społeczeństwa nie wspierają już życia rodzinnego. Nasza gospodarka nie wspiera rodziny. Rodzina jest pozostawiona sama sobie. Były czasy, kiedy dla rządów była to sprawa numer 1: wspieranie życia rodzinnego. Dzisiaj już tak nie jest. Dziś wspieramy jednostki. Małżeństwo to twoja indywidualna opcja. Jest to poważny błąd, który wszyscy popełniliśmy” – powiedział szef Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia.

Niestety, żyjemy w kulturze ‘tymczasowości’, w której coraz więcej ludzi rezygnuje z małżeństwa jako publicznego zaangażowania – mówił Papież Franciszek. Ta rewolucja obyczajów i moralności często powoływała się na ‘wolność’, oczywiście w cudzysłowie, ale w rzeczywistości przyniosła spustoszenie duchowe i materialne bardzo licznym ludziom, zwłaszcza najsłabszym. Coraz lepiej widać, że upadek kultury małżeństwa wiąże się z narastaniem ubóstwa i całą serią licznych innych problemów społecznych, dotykających w nieproporcjonalnej mierze kobiet, dzieci i starców. To zawsze oni najbardziej cierpią w tym kryzysie. Kryzys rodziny zapoczątkował kryzys ekologii ludzkiej, bo środowiska społeczne, podobnie jak środowisko naturalne, potrzebują ochrony. Chociaż ludzkość zrozumiała konieczność zajęcia się tym, co zagraża środowisku naturalnemu, to w naszej kulturze – także katolickiej – jesteśmy bardzo powolni, gdy chodzi o uznanie, że nasze środowiska społeczne są zagrożone. Dzisiaj człowiek zdaje się uważać pracę za jedyne poważne swoje zajęcie. Po pracy zaś poszukuje rozrywki i w takim rytmie spędza swój czas. Mało go interesuje, jaki jest i jaki mógłby być, bardziej interesuje go, ile ma i ile mógłby mieć. Mniej poszukuje prawdy o sobie, bardziej poszukuje prawdy o rzeczach. Zawsze jest gotów doskonalić rzeczy, natomiast niechętnie doskonali samego siebie.

Jakże daleko odeszliśmy dzisiaj od ideału rodziny nakreślonego w starożytności przez Tertuliana. Pisał on: „Jakże pięknym stadłem jest para wierzących, którzy mają jedną nadzieję, jeden cel swoich pragnień, jednakowy sposób życia i taki sam zwyczaj posługi. Obydwoje są sobie braćmi, obydwoje współsługami; nie istnieje żadna różnica między duchem czy ciałem, jako że rzeczywiście dwoje są w jednym ciele. Gdzie jest jedno ciało, tam jest i jeden duch. Razem modlą się, razem rozmyślają, razem też odbywają posty, nawzajem się pouczają, nawzajem się zachęcają, nawzajem również siebie znoszą. Obydwoje jednako zachowują się w kościele Bożym, jednako na uczcie Bożej, jednako w trudnościach, prześladowaniach i w chwilach wytchnienia. Żadne z nich nie ma przed drugim tajemnic, żadne nie unika drugiego, żadne nie jest ciężarem dla drugiego” (Tertulian, Do żony, II, 9, w: Pisma starochrześcijańskich pisarzy, t. 29, Warszawa 1983, s. 164).

c.         Tym wrogim rodzinie utopiom, katolicka nauka społeczna przeciwstawia małżeństwo i rodzinę jako konieczną wspólnotę życia, mającą do wypełnienia dwa zadania: troskę o potrzeby materialne i pielęgnowanie wartości duchowych, moralnych i religijnych. Obu tych zadań nie można od siebie oddzielić w codziennym życiu rodzinnym, jako że sposób ukształtowania gospodarstwa domowego ma jednocześnie konsekwencje wychowawcze.

Podczas dzisiejszej Eucharystii chciałbym serdecznie podziękować wszystkim ruchom i stowarzyszeniom prorodzinnym za to, co czynią dla rozwinięcia tych inicjatyw w swoim otoczeniu. Za prowadzenie narzeczonych w procesie przygotowania do małżeństwa, za towarzyszenie w pierwszych latach życia małżeńskiego, za duszpasterstwo osób żyjących w związku cywilnym lub konkubinacie, za troskę o rodziny zranione (osoby żyjące w separacji, rozwiedzionych, którzy nie zawarli nowego związku, rozwiedzionych, którzy zawarli nowy związek cywilny, za osoby samotnie wychowujące dzieci). Dziękuję ruchom i stowarzyszeniom katolickim, takim jak Domowy Kościół, Spotkania małżeńskie, Ruch Rodzin Nazaretańskich, Neokatechumenat, Equipes de Notre Dame, które oprócz organizowania rekolekcji czy dni skupienia, prowadzą także całoroczną formację, której celem jest nie tylko przekazywanie nauczania Kościoła na temat rodziny, ale także kształtowanie relacji, formowanie postaw i zachowań, czyli praktyki życia rodzinnego, modelowanego wg Ewangelii.  Które organizują Marsze dla Życia i Rodziny oraz przyczyniają się do popularyzacji nauczania Kościoła o małżeństwie i rodzinie, ułatwiając poznanie takich dokumentów jak: Humane Vitae, Familiaris Consortio, Evangelium Vitae, Amoris laetitia.

Papież Benedykt XVI - na spotkaniu z rodzinami w Mediolanie - mówił o sposobach przezwyciężania trudności w małżeństwie i rodzinie. „Macie przed sobą świadectwo tak wielu rodzin, które wskazują drogi wzrastania w miłości, służy temu utrzymywanie stałej więzi z Bogiem i uczestnictwo w życiu kościelnym, dbanie o dialog, poszanowanie punktu widzenia drugiej osoby, bycie gotowym do służby, cierpliwość wobec wad drugiej osoby, przebaczanie i proszenie o przebaczenie, przezwyciężanie z inteligencją i pokorą ewentualnych konfliktów, uzgodnienie wytycznych edukacji, otwarcie na inne rodziny, wrażliwość na ubogich, odpowiedzialność w społeczeństwie obywatelskim. Są to wszystko elementy, które budują rodzinę. Żyjcie nimi odważnie, będąc pewnymi, że na tyle, na ile - przy wsparciu Bożej łaski - będziecie żyli miłością wzajemną i miłością wobec wszystkich, staniecie się żywą Ewangelią, prawdziwym Kościołem domowym” (Mediolan, 3.06.2012).

„Uznanie przez instytucje cywilne i państwo pierwszeństwa rodziny przed każdą inną wspólnotą i przed samą rzeczywistością państwową niesie ze sobą przezwyciężenie koncepcji czysto indywidualistycznych i przyjęcie wymiaru rodzinnego jako nieodzownej perspektywy kulturalnej i politycznej w postrzeganiu osób. Nie jawi się to jako alternatywa, ale raczej jako wsparcie i ochrona samych praw, które posiada każda pojedyncza osoba” (KKNS, 254).

Trzeba przyłożyć się z większym entuzjazmem do ratowania – powiedziałbym, niemal do rehabilitacji – tego nadzwyczajnego ‘wynalazku’ Bożego, jakim jest małżeństwo sakramentalne. To ratowanie trzeba wziąć na serio, zarówno w sensie doktrynalnym jak i praktycznym. Dynamizm relacji między Bogiem, mężczyzną i kobietą oraz ich dziećmi to „złoty klucz” do zrozumienia świata i dziejów z tym wszystkim, co one obejmują. A wreszcie, aby zrozumieć głębię samej miłości Boga – mówił Ojciec Święty.

ZAKOŃCZENIE

Na koniec módlmy się: Matko Boża Bolesna, Ty, która wiesz, co to cierpienie i jaką ono ma wartość w dziejach zbawienia człowieka, przywrócić nam wszystkim świadomość sakralnego i nienaruszalnego charakteru małżeństwa i rodziny oraz jej piękna w Bożym zamyśle. Spraw, aby w naszych rodzinach panowały sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym (Rz 14,17), które Chrystus przyniósł nam wszystkim w darze. Amen.